Tradycja czy ultranowoczesność?
Era cyfrowej fotografii przyniosła nam wiele ułatwień. Dała też przełomowe „wynalazki” takie jak selfie. Możliwość robienia wielu ujęć i to, że nie trzeba się już martwić „Wyszło, czy nie wyszło”, to na pewno wielkie udogodnienie, ale czy nie brakuje nam tego dreszczyku emocji, który towarzyszył otwieraniu koperty ze świeżo wywołanymi zdjęciami?
Człowiek jako istota zmysłowa potrzebuje chyba jednak czegoś więcej niż tylko obraz. Zresztą nawet filozofowie podkreślają różnicę między „rejestracją obrazu” a „rejestracją przeżycia”. Cudowne odbicie – a potem kontemplacja, rozmowy, powracanie, śmiech i łzy wzruszenia. Tego nam nie da monitor. Wywoływanie zdjęć przeżywa swój renesans.
Pieczołowite układanie utrwalonych na pięknym papierze fotografii to znów popularna rozrywka. Ba! To coraz modniejszy sposób spędzania czasu w wolne wieczory. Okazuje się, że ten kartonik to nie zwykły obrazek – ale magiczne zwierciadło chwili, którą możemy przeżywać znów i znów, i znów. Oglądanie rodzinnych albumów, małych dzieł sztuki, w które wkłada się serce, to fantastyczne zajęcie dla młodszych i starszych.
Rewelacyjnym prezentem ślubnym od rodziców, dziadków, ale też od przyjaciół, okazują się pękate albumy pełne zdjęć, na których widać najwspanialsze, najzabawniejsze i najbardziej wzruszające momenty z przeszłości. Zdjęcia przodków, drzewa genealogiczne wydrukowane w dowolnym rozmiarze i konwencji. Eleganckie, trwałe i dotykalne – w Imprime odkryliśmy tajemnicę wehikułu czasu.